Emocje sięgają zenitu... wchodzimy do przedszkola! Przygotowujemy się do balu, i co?? Franio nie chce ubrać stroju pirata... miał być kocim piratem przecież! Oj tam, nie chce - to nie :) Będzie czarnym kociskiem i już! Dzieci czekają już w sali na bal. Kolorowe, roześmiane, oswojone z przedszkolem. A Franio?? Troszkę pogubiony, ale wkroczył na salę i ustawił się do grupowego zdjęcia. Potem przysiadł na krzesełku i obserwował bal ... :) Po 15 minutkach zapytał mnie "Co to się dzieje tutaj? Jest głośno Mama, słyszysz?" Słyszę :) W końcu to przedszkole!
Cukier z emocji poszybował wysooooooooko w przestworza. Przyznam się Wam, że trochę się przestraszyłam. I wtedy Franek po kilku łyczkach wody wyruszył na parkiet... do dzieci!! No i zaczął się prawdziwy pierwszy bal Frania! Uśmiech od ucha do ucha, maska poszła w zapomnienie, za to zaczęły się "ślizgi" po podłodze, zabawa kuchnią przedszkolną, rozmowy z rówieśnikami...
Był i Magiczny Pan, który śpiewał, grał dla dzieci. Była przerwa na muffinkę i soczek, których Franio nie zjadł... bo nie mógł... bo cukier aż do 300mg/dl z wrażenia mu podskoczył. Ale nie płakał, nie walczył, bawił się dalej podczas gdy dzieci na stołówce zajadały łakocie.
Jeszcze przed chwilką, zanim zasnął powiedział mi
- Mamusiu bal był super!
- Podobało Ci się w przedszkolu?
- Tak! Dzieci, kuchnia i zabawki, i tańczenie...głośno było! Pójdę jeszcze? Na bal do przedszkola?
- Pewnie, że pójdziesz...
No właśnie - miał iść już we wrześniu. Nie udało się. Dlaczego? Bo system. Bo trzeba zaświadczenie o specjalnym trybie kształcenia (ale on umysłowo rozwija się normalnie, ma "tylko" chorą trzustkę!). Bo nie mogę być niedaleko w razie gdyby coś mu się działo. Bo menu nieodpowiednie (pieczywo mleczne z masłem, kremem czekoladowym i kakao na śniadanie, odpowiednie?). A potem od września szpitale, nowe diagnozy i tak się rozmyła sprawa w powietrzu...
W końcu kiedyś do tego przedszkola będzie musiał pójść!! I co wtedy? Czy przedszkole podejdzie należycie do tego zadania? Załatwię szkolenia, pomogę Im we wszystkim, ale wiem też, że nie na wszystko będę miała wpływ. Nie chcę żeby Franio był traktowany inaczej. Nie chcę, żeby dzieci miały na talerzykach chleb z czekoladą a on musiał wcinać kanapkę z jajkiem. Nie chcę, żeby kiedy źle się poczuje bo mu cukier wzrośnie za karę poszedł do kąta... bo krzyczy, płacze. Rozumiecie o co mi chodzi?? Wiem, że z czasem wszystko się ułoży, że muszę zaufać innym. Wiem też, że muszę zrobić wszystko, żeby Franio czuł się dobrze, równo traktowany... nie czuł się INNY! Bo On nie jest inny, jest normalnym dzieckiem, tyle że z pompą :)
Widziałam dzisiaj jakie dzieciaki w przedszkolu są radosne, szczęśliwe i jakie grzeczne, przejęte, towarzyskie! I wiecie o czym mi te uśmiechnięte dziubolki przypomniały?? Że my, DOROŚLI, za rzadko się śmiejemy - nie uśmiechamy... ŚMIEJEMY! Że nie wszyscy potrafimy docenić to, co dzieje się tu i teraz, że w naszym życiu taki BAL powinien być jak najczęściej. Powinniśmy brać przykład z dzieciaczków i być kolorowi, roześmiani na co dzień - mimo problemów!!